sobota, 1 października 2016

Recenzja: Cienie Paese + tutorial

Oczywiście już po tytule domyślacie się o czym będzię post ;). Znowu musiałabym wytłumaczyć swoją długą absencję - powód był prosty - duuużo pracy, mało czasu i chęć ciągłego śpiochania. 
Jakiś czas temu - jeszcze zanim podjęłam pracę w Paese - kupiłam paletkę ośmiu cieni, które widnieją na powyższej fotografii. Czy warto je kupić, jak się z nimi współpracuje i ile kosztują? Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi w dalszej części tego wpisu. 

Wybrałam kolory, dzięki którym zrobię zarówno klasyczny makijaż jak i ten bardziej szalony, a więc coś bardzo uniwersalnego. 

Numeracja kolorów górnego rzędu: 662, 650, 429, 604
Numeracja kolorów dolnego rzędu: 687, 605, 428, 672

W dużej przewadze, bo aż siedem do jednego to maty, tylko jeden posiada w sobie drobiny, które tworzą ciekawą taflę na powiece. Nie wspominając o tym jak piękny wydobywa się z niego blask po nałożeniu na mokro - mowa tutaj o bordowym kolorze o numerze 428.

Od początku - to co mnie w nich urzekło to niezwykła pigmentacja - zakochałam się w nich już w samym sklepie. Pierwszy kontakt z nimi w domu jednak nie okazał się tak dobry jakbym się tego spodziewała. Musiałam nauczyć się z nimi współpracować. Praca tymi cieniami polega na dokładaniu koloru w małej ilości. Gdy weźmiemy go za dużo na pędzel niestety mamy szansę na to, że zrobimy sobie plamy na powiece, które będą nie do roztarcia. Nie zrażajcie się więc jeśli i Wam zdarzy się taka wpadka przy ich używaniu. Istotny jest tu więc umiar. 

Cienie nie pylą się bardzo - zauważyłam to w zasadzie tylko przy najjaśniejszym, transferowym cieniu (605). Nie wpływa to na jakość użycia, ponieważ nie ma mowy o osypywaniu się. No chyba, że weźmiemy za dużo koloru na miotełkę ;). Wracając jednak do pylenia - minusem tego faktu jest to, że cień w zastraszającym tempie się kończy - przy połączniu z tym, że używamy go najwięcej - no cóż, niebawem będę musiała kupić kolejny.

Aplikacja: łatwa i przyjemna, gdy opanuje się technikę, o której mówiłam - czyli mniej znaczy lepiej i prościej. Jeśli będziemy się tego trzymać, to piękna chmurka na oku, czy kolorystyczne przejścia nie będą dla Was problemem. Uzyskacie je z łatwością i bądźcie pewne - zrobicie efektowny make up.

Swatche (w kolejności jak w palecie: rząd górny, potem dolny):

  

Cena: 100 zł wraz z paletą magnetyczną! Porównując do Inglota - nie tak dużo, a jakość ta sama, a dla mnie nawet lepsza (Inglot lubił mi się osypać). Mozecie kupić również mniejszą wersję, czyli paletkę z trzema wkładami za 37,50 zł. Co istotne - do paletki można włożyć blistry nie tylko z cieniami, ale i z pomadkami oraz różami.

Dodatkowo zrobiłam dla Was swatche neonowych mocno napigmentowanych matów Paese:


Numery: 650 (tak, to ten sam, co w mojej palecie i kolor wypada na żywo tak jak na tym swatchu - jest neonowym różem), 687, 663, 656

 


Numery: 662,660, 661, 664

Te cienie używane są przeze mnie głównie na mokro, jako geometryczna kreska na górnej powiece. Nie oznacza to, że nie chcą się blendować czy na sucho zanikają. Swatche zrobione są bez żadnej bazy, jednym pociągnięciem palca - a jak widać ich pigment jest niezwykłej jakości. I jak poprzednio opisywane cienie, te również się nie osypują. Trzy z nich znalazły się w mojej pięknej paletce. Kolory, które wybrałam dl siebie - czyli żółty, morski i różowy bardzo skojarzyły mi się z paletą Jeffree Star Beauty Killer i chyba głównie to nakłoniło mnie do ich kupna. Mało jest cieni (a już zwłaszcza za takie pieniądze), które wytrzymywałyby na powiekach cały dzień, dobrze się łączyły, nie zanikały przy nakładaniu kolejnych kolorów, były świetnie napigmentowane, a dodatkowo nie osypywałyby się... No i te kolory. Owszem - Sleek wypuszczał paletki z podobnymi kolorami, ale kto używał kiedyś Sleeka dobrze wie jaką pandę robi pod oczami... ; ) Serdecznie polecam zakup palety!

Jako, że tak długo musieliście czekać na notkę, postanowiłam zrobić dla Was bardzo krótki tutorial mojego jesiennego makijażu paletą Paese (jeśli będziecie zainteresowane listą produktów użytych na twarzy, a także pędzlami, którymi pracowałam piszcie):

1. Na powieki nałóż bazę/korektow (ja niezmiennie używam ten z Catrice), zagruntuj go pudrem. Użyj matowego cienia w kolorze zbliżonym do odcienia Twojej skóry - w moim przypadku jasny beż (605) na całą powiekę ruchomą oraz powyżej załamania (aż po same brwi. Nałóż ten cień również na dolną powiekę mniejszym pędzelkiem.

2. W załamanie powieki dodałam ciemniejszego koloru, który jest chłodnym brązem z domieszką fioletu (672). Tak jak pisałam - dodawałam go stopniowo. Od zewnętrznego kącika oka kierowałam się do środka oka - idąc linią załamania (cień nałożony mniej więcej na 2/3 długości linii powieki). Później rozblendowujemy go ku górze delikatnymi ruchami tworząc chmurkę.

3. Aby zwiększyć intensywność makijażu i pogłębić go trochę, postanowiłam dodać w załamanie bordowy matowy cień (429). Uwaga! Pamietaj, aby nakładać go mniejszym, precezyjniejszym pędzelkiem (najlepiej sprawdzi się ten kuleczkowy). Rozcieram go tak samo jak poprzedni cień - aby cienie dobrze się połączyły wracam do pędzla, którym nakładałam chłodny brąz i bez dodawania koloru - łączę je ze sobą tworząc przejście.

4. Aby makijaż stał się jeszcze bardziej jesienny, postanowiłam na całą ruchomą powiekę dodać bordowy cień z drobinkami (428). Jak uzyskać najlepszy efekt? Oczywiście wklepując go palcami. Użyjcie dwóch poprzednich pędzli bez dobierania cieni - i kolejno poprawcie cień bordowy i później chłodny szary, aby załamanie powieki było dalej widoczne!

5. No i prawie jesteśmy na "finiszu" ;). Nabieramy na mały kuleczkowy pędzelek żółty cień (662) i porządnie go otrzepujemy (nie chcemy przecież żółtych plam) i nakładamy go w załamanie powieki od wewnętznego kącika oka w kierunku chłodnego brązu. Łączymy je ze sobą. Aby przyciemnić trochę zewnętrzny kącik postanowiłam dodać cień w odcieniu ciepłego brązu (604) na ruchomą powiekę (od zewnętrznego kącika oka w kierunku środka, na około 1/3 długości całej powieki - to samo robimy z załamaniem powieki.) Rozblendowuję cień, dokładam również trochę brązu numer jeden i łączę oba kolory w spójną całość, bez wyraźnych linii. Co zrobiłam z dolną powieką? Zaczęłam od nałożenia żółtego cienia od wewnętrznego kącika oka do mniej więcej środka powieki. Od zewnętrznej strony nałożyłam czekoladowy brąz - oba cienie nakładałam małymi kulkami, jak je połączyłam? Za pomocą miotełki i chłodnego brązu. Wytuszuj jeszcze rzęsy i zrób kreskę! Jesteś gotowa ;)

6. Punkt szósty nie nalezy do tych obowiązkowych - ale niewątpliwe sprawia, że makijaż staje się jeszcze piękniejszy. Co zrobiłam? Na środek powieki wklepałam mineralny sypki puder brązujący o nazwie Słońce Egiptu marki Paese. Przy używaniu tego produktu bądźcie jednak ostrożne - łatwo z nim przesadzić, ale jest cudowny - bo do wszystkiego ;). W wewnętrzne kąciki oczu dodałam rozświetlacz no i oczywiście dokleiłam rzęsy.


Chwalcie się Waszymi jesiennymi inspiracjami w makijażu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz