czwartek, 17 marca 2016

Seria TANIE PALETY CIENI: Makeup Revolution I Love Makeup Pink Fizz - RECENZJA


Kochani! Notatki w dalszym ciągu będą pojawiały się w mniejszym natężeniu a to za sprawą badań terenowych, które muszę zrobić w ramach studiów. Jednak do rzeczy... ; )

Postanowiłam recenzować Wam palety cieni niskobudżetowych - wiem, że wiele z Was chciałoby mieć fajny, tani zestaw cieni, który będzie uniwersalny i po prostu dobry. Mam kilka takich, których wciąż uwielbiam używać, a ich cena nie przekroczyła mniej więcej 50 zł i są dobrym pomysłem na zakup zarówno dla początkujących jak i dla tych bardziej wymagających. Serię rozpoczynam od rozsławionej palety firmy Makeup Revolution - Pink Fizz. Jak dobrze wiecie (albo i nie, ale teraz się dowiedziecie ; D) czekoladowe palety Makeup Revolution są "inspirowane" paletkami z Too Faced. Jak to wygląda cenowo? Za Chocolate Bar od Too Faced damy mniej więcej 180 zł, za Pink Fizz (i każdą inną z tej serii firmy MUR) około 40 zł. Co znaczy, że różnica jest ogromna, czy jednak warto oszczędzać? Zapraszam do recenzji!


Paletkę zakupiłam w promocyjnej cenie 35 zł w Drogeriach Polskich. Musiałam ją mieć przede wszystkim ze względu na jej wygląd. Ja wiem, że jest trochę kiczowata, ale równocześnie mega słodka ; ). Aż chce się ją zjeść. Poza tym potrzebowałam różowych cieni, w tym wypadku satyna i drobinki specjalnie mi nie przeszkadzały - róże miały służyć do rozświetlania. W palecie jest ich trochę więc bez większego zastanowienia trafiła do mojego koszyka. Oczywiście jest ona zapakowana w kartonik z okienkiem, dzięki czemu mamy pewność, że nikt nie wciskał do niej palców. 

Wykonanie: Dosyć solidny, ciężkawy plastik. Wydaje mi się, że jest w stanie przeżyć nie jeden upadek. Łatwo się ją czyści - bogu dzięki nie jest matowa! O dizajnie już wspominałam i więcej rozwodzić się nad nim nie będę ; ). Na wielki plus zasługuje lusterko, które znajduje się w środku opakowania i zajmuje całą górną powierzchnie - taaak, jest duże! Do zestawu dołączona była standardowa pacynka, która trafiła w kąt.



W palecie otrzymujemy 16 cieni, w tym trzy matowe dosyć podstawowe kolory. Patrząc na nie można się zakochać, tylko nie zapomnijcie zatkać przy tym nosa. Przez pierwsze dwie, trzy minuty zapach nie przeszkadzał mi kompletnie, ale potem zaczęło mnie po prostu mdlić. Tak - jest on mocno wyczuwalną chemiczną truskawką. Nie wiem, czy komuś mógłby ten zapaszek odpowiadać. Na szczęście podczas noszenia staje się niewyczuwalny.

Jaka jest pigmentacja i jakość cieni? Zapraszam do dalszego czytania:


Jak widzimy na swatchach kolory wydają się być różnorodne, całkiem nieźle napigmentowane (przynajmniej te ciemne kolorki). Niestety na powiece wydają się tracić swoje cudowne właściwości. I nie robię im pod górkę! Pod siebie "dostają" korektor, a także bazę, która innym cieniom pozwala wydobyć ich ukryte piękno ; ). 


Cienie, które w tej palecie naprawdę lubię (choć nie są ulubieńcami wszech czasów) to Drink, Girl, Party, Elegant i France (reszta swatchy wraz z oznaczeniem na poniższym zdjęciu. Tylko ze względu na odcienie, bo niestety praca z nimi jest czasochłonna, żmudna i wymaga użycia wielu pędzli! Każdy inny cień wydaje się być podobny do siebie na oku. Przy rozcieraniu kompletnie się zamazują pozostawiając po sobie jedynie wielkie drobiny brokatu. I tak - cienie te uwielbiają się osypywać - nie tylko przy aplikacji, ale także w ciągu dnia. Czy mam na nie jakiś sposób? Tak. Głównie używam ich na mokro, w ten sposób pigmentacja jest trochę lepsza, a i drobiny bardziej się przyklejają. Ale niestety to również tra bardzo długo. Myślę jednak, że będzie to dobra paletka na lato - przy opalonej, świeżej skórze odrobina brokatowego różowego cienia na powiece zrobi nam cały makijaż. Niestety na dzień dzisiejszy podziwiam te z Was, które potrafią wyczarować tą paletką piękny i kolorowy makijaż. Naprawdę nie wiem ile czasu musicie poświęcić aby każdy kolor był widoczny...


Muszę się na chwilkę jeszcze zatrzymać nad cieniem France - w palecie mieni się na granatowo-czarno, na powiece i ręce wydobywa się z niego fiolet. To jeden z ciekawszych kolorów w moich zasobach. Polecam spróbować użycia go na mokro (i dodać szczyptę cierpliwości do tego) a gwarantuję super efekt.

Podsumowanie: Czy paletę polecam? Tak, dla cierpliwych i bardziej wprawionych w makijażu, albo takich z Was, którym zależy na delikatnym rozświetleniu bez kombinowania (chociaż w takim wypadku lepiej kupić jeden porządny cień za około 20 zł). Nie polecam jednak jako zamiennika Too Faced, bo po prostu nim nie jest. Jakość cieni jest po prostu... Marna. Jak porównuję ją do innych czekoladowych paletek Makeup Revolution? Nie wiem, bo innych nie mam, ale być może zakupię jeszcze jakąś właśnie dla porównania (może tylko ta im nie wyszła?). Mogę jednak przyłożyć ją do cieni z MUA (o połowę tańsza paleta!), z którymi praca jest przyjemna, a brokat nie tworzy pandy pod okiem. Jeżeli więc zależy Wam, żeby mieć słodką paletkę to sobie ją kupcie, ale nie liczcie na dobrą jakość.

TANIE I ZŁE. ; (

A Wy jesteście w posiadaniu tej paletki lub innej z tej serii? Jak ją/je oceniacie? Czy któraś jest godna polecenia? A może znacie inne lepsze zamienniki drogich palet?

Ps.: zapomniałabym! Konsystencja cieni jest ciężka i dziwaczna - ni to krem, ni puder, kruszy się bardzo, choć w pudełku nie sypie. Jednym słowem - dziwactwo.

3 komentarze:

  1. Nie maluje się cieniami ale za to podoba mi się jej wygląd :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie zgadzam się z Twoją recenzją. Ja skusilam się na gorzką czekoladę z tej serii i też szału nie robi..., choć nie wiem dlaczego ale cienie mają dobrą opinię wśród internautów. Hmm..

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie zgadzam się z Twoją recenzją. Ja skusilam się na gorzką czekoladę z tej serii i też szału nie robi..., choć nie wiem dlaczego ale cienie mają dobrą opinię wśród internautów. Hmm..

    OdpowiedzUsuń